Sobota- imieniny kota zwykła rzec moja babcia. Hmmm... Właściwie nie wiem jaki to ma związek z tym co mam wam przedstawić. Powiedziałbym, że wręcz przeszkadza w prowadzeniu narracji, ale nie można iść na łatwiznę. Ciężką pracą ludzie się bogacą. No chyba, że startują bloga, wtedy nie ma pieniędzy. No, ale nieważne. Zrobiło się niepoważnie, a przecież omawiany film jest bardzo poważny.
Jaki film, już chyba zdążyliście zauważyć. Zapowiadałem go wczoraj. Tytuł widać w nagłówku i na plakacie jednak dla formalności powtórzę. Most Szpiegów w reżyserii Stevena Spielberga to tak zwany tasiemiec- film długi (ponad 140 minut), czyli bardzo trudny w realizacji, żeby przekazać treść i cały czas trzymać oglądającego w napięciu.
Jak widać, na plakacie w bardzo subtelny sposób, gdzieś w tle, w rogu widać portret pewnego pana. Nie wiem czemu dali takie małe zdjęcie, ale bez obaw, dla tych, którzy nie zauważyli powiem- to Tom Hanks. Główny bohater. Właściwie nie jest taki zły w tej roli choć mogło być lepiej... a może zimny typ z minimalną liczbą ekspresji na twarzy był zamysłem reżysera. Moją pierwszą myślą, jak go zobaczyłem było ,,Boże, jak on się okropnie postarzał". Jednak rzeczywiście starzy wyjadacze Hollywood są na wymarciu.
Dziś wyjątkowo akapit na drugiego głównego bohatera, który wyjątkowo okazał się bardziej bezuczuciowy niż Hanks. Mark Rylace odtworzył genialną rolę agenta, któremu agentury nigdy nie udowodniono mimo wielu możliwych zagrożeń, w tym nieraz śmierci. Zawsze na stwierdzenie, że nie martwi się zbytnio odpowiadał ,,A pomogłoby to?". Na początku patrzyłem na to pobłażnie wierząc, że autentycznie pyta, czy gdyby udawał zmiartwionego to by mu coś dało. Jednak z chwilą, kiedy doarł do mnie przekaz- uczucia nie pomagają- jego ,,Would it help?" z lekkim, rosyjskim akcentem dosłownie wryło mi się w mózg i chyba zostanie tam przez długi czas.
Przyjrzyjmy się teraz reszcie ważniejszych aktorów:
Amy Ryan – Mary Donovan
Alan Alda – Thomas Watters Jr.
Scott Shepherd – Hoffman
Sebastian Koch – Wolfgang Vogel
Austin Stowell – Gary Powers
Billy Magnussen – Doug Forrester
Co mogę o nich powiedzieć? Spisali się. Zarówno ci wymienieni tu, jak i trzecioplanowi tudzież epizodyczni aktorzy są genialni. Zupełnie jakby wszyscy zosali tak dobrani by podciągać grę Hanksa.
Chciałbym w tym momencie napomknąć o muzyce. Przygotował ją Thomas Newman, który robił muzykę do 70 innych filmów i tak w tym, jak w poprzednich spisał się świetnie. To jest po prostu geniusz, który wie jak przełożyć emocje na dźwięki. Zupełnie jak mój ulubiny kompozytor soundracków do gier Jesper Kyd. Takie coś to wielki dar. Nie da się tego wyuczyć, ale żeby to potwierdzić musicie obejrzeć sami. (tak na marginesie- kolejna lepsza rzecz od głównego aktora)
W tym miejscu wypadałoby, zgodnie z tradycją moich recenzji, przybliżyć ogólny zarys fabuły. Tak więc jest to opowieść osadzona około roku 1960 i opowiada o agencie ubezpieczeniowym, który był genialnym mówcą i zawsze umiał odkręcić sytuację żeby wyszło na jego. I akurat tak się złożyło, że mężczyzna oskarżony o sziegostwo dla rosji (pamiętajmy, że w czasie zimnej wojny można było za to iść ,,na krzesło") poprosił żeby ów agent ubezpieczeniowy go bronił. Początkowo miała to być tylko pokazówka żeby pokazać ludziom, że nawet szpieg może mieć uczciwy proces. Co z tego wyszło? Przekonajcie się sami.
Ale wy czyli kto? No na pewno ludzie, którzy są fanami dobrych, ciężkich ,,tasiemców". Później wszyscy fani dobrej muzyki, która jest jak ostatnie kreski w arcydziele. Tak, to definitywnie nie jest film dla typowych ,,popcornowców". To mocne i dojrzałe kino i takim osobom je polecam. Dodać można, że wszystko oparte jest na faktach, więc znajomośc albo nauka historii jest dobrym bonusem i kolejnym wielkim plusem dla tego filmu.
Do poniedziałku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz