poniedziałek, 19 września 2016

W bardzo złym miejscu



  Kiedy doszedł do Zieueny wszyscy patrzyli na niego zaciekawieni. Co za wór ma na plecach? Ci, którzy znali Arnesa nie zastanawiali się nad workiem. W ich głowie krążyło raczej pytanie ,,Kto tym razem?". Jednak wszyscy byli w błędzie. Nie mogli wiedzieć, że łowca niesie w worku najgorsze bydle z jakim walczył w całej karierze. Skąd mogli wiedzieć coś takiego w takim klimacie? U nich są co najwyżej komary i jakieś dziwne odmiany żab.

  Arnes z kolei nie wiedział gdzie ma się udać żeby dostać najwięcej za swoją zdobycz. Na początek zdecydował się, że pójdzie do znajomego cyrulika mieszkającego nieopodal rynku.
  Kiedy dotarł tam, przywitał się serdecznie z właścicielem i spytał czy nie ma przypadkiem wolnego stołu i ostrego noża.
 - Właśnie tak się składa, że kompletnie przypadkiem mam- odpowiedział cyrulik.
 - Za tą ironię już dawno powinienem ci obciąć język- mruknął Arnes.
 - Za TĘ ironię jak już. A po drugie, gdzie byś wtedy przychodził po stół i nóż? W ogóle na co ci te rzeczy?
 - Chodź zobacz- powiedział, już przyjacielskim tonem Arnes rozwijając sznur i wyciągając zdobycz z worka.
 - Fiu fiu...
 - Prawda?
 - W życiu czegoś takiego nie widziałem.
 - Urok życia mieszczucha. Wiesz, czasem ci zazdroszczę...
 - Przepraszam? Cyrulik Marlok? Halo? Jest tu kto?- rozległy się wołania z pokoju obok.
 - Już już! Idę!- odkrzyknął cyrulik
 - Nie zamknąłeś lokalu dla starego przyjaciela?- spytał żartobliwie Arnes.
 - Jakiego tam przyjaciela- odparował sardonicznie Marlok- Ledwie znajomego. A, i za stół z nożem będziesz musiał zapłacić. A teraz wybacz, mam klienta- i wybiegł w stronę wcześniej krzyczącego mężczyzny.
  ,,Co za burak" pomyślał Arnes zabierając się do roboty. Najpierw dokładnie przyjrzał się zwłokom z każdej strony. Później zrobił długie nacięcie wzdłuż brzucha i wyjął ostrożnie narządy wewnętrzne. Ułożył delikatnie jeden organ po drugim w kącie pokoju. ,,Mogą się przydać".


  Kiedy skończył oprawianie, mięso było ładnie zawinięte w jeden worek, skóra leżała złożona pod stołem, a wnętrzności bestii zostały zapakowane do słoików, które ,,na pewno nie muszą być zwrócone".
 - Zobaczymy się jeszcze?- spytał na odchodne Marlok.
 - Oj na pewno nie raz- odpowiedział Arnes z uśmiechem pełnym wdzięczności.
 - Co teraz planujesz?
 - Sprzedam ten syf- mówiąc to podniósł to co miał w rękach- i pewnie pójdę do karczmy. Tak przecież zaczynają się wszystkie dobre historie, nie?
 - Hahaha ty się nigdy nie zmienisz- wybuchł śmiechem cyrulik.
 - Pewnie nie. Trzymaj się!- krzyknął już odwrócony łowca.
 - Ty też!
  Jak powiedział, tak zrobił. Najpierw odwiedził włókniarza, żeby sprzedać skórę. Po krótkim targu i bezczelnym kłamstwie, że w poprzednim mieście oferowano za tą skórę dużo więcej udało mu się utargować 70 srebrników.
  Zadowolony poszedł do pobliskiego szpitala chcąc sprzedać im zwłoki. ,,Ach jak ci lekarze pragną żywego materiału do prób. Przyjdzie taki dzień, że się nie wypłacą" myślał Arnes zabierając 100 srebrników od doktora.
  Zostały mu trzy kroki: sprzedać mięso, kupić noże i trucizny, iść się upić. Z tym, że miejsca, gdzie można to zrobić są na różnych końcach miasta. ,,Żeby tak traktować bohatera" narzekał łowca w drodze na targ.
  Po spacerze od kupca do kupca udał się w stronę kowala z saszetką poszerzoną o 60 srebrników. U kowala zatrzymał się na chwilę.
 - Ile za te małe?- spytał, patrząc wymownie na noże do rzucania.
 - A co pan? Jakiś zabójca? Napadasz pan na ludzi w lesie. Pewnie dlatego saszetka taka gruba, co? Mam zawołać straż?
 - Znowu ten sam numer- sapnął, wyraźnie znudzony Arnes- nie jestem już dzieckiem.
 - Nie tak brzmi odpowiedź.
 - Skoro ten syf produkujesz to mi go kurwa sprzedaj- wyrecytował nieco zmienione hasło cechu łowców.
 - Dobrze, dobrze, spokojnie. Skąd te nerwy? Polowanie nie wyszło?
 - Wyszło, ale ty utrudniasz wykonanie kolejnego. Stąd nerwy.
 - To co chciałeś? Te nożyki? Coś jeszcze?
 - Masz coś nowego?
 - Nie
 - No to masz odpowiedź
 - To będzie 5 srebrników za jeden
 Arnes rzucił na ladę 20, wziął 4 noże i bez pożegnania odszedł. Nie miał czasu na takie bzdury. Im więcej czasu marnuje tu, tym później znajdzie się w karczmie. A według plakatów w mieście, dziś ma być specjalny pokaz pewnych pań ze wschodu. Nie chciał tego przegapić, a dochodziła osiemnasta.
  Została apteka. Tam poszło gładko. Nikt nie wymagał od niego żadnych głupich haseł. Dostał truciznę i wyszedł w chłodny podmuch jesiennego wiatru. ,,Definitywnie muszę się nagrzać" pomyślał przyspieszając tempa.
  Szedł od apteki, z zachodu. Mijał lekko rozmazane twarze ludzi śpieszących się tak samo jak on. Wiatr się rozpędzał.
  Jego ulubiona karczma Pod Beczką znajdowała się jakoś dwieście kroków od apteki. Kiedy tam dotarł poczuł się jak w domu. Ogromny pokój pełen takich samych jak on anonimowych zakapiorów. Każdy przyszedł tu napić się i odpocząć od codzienności.

  Nadeszła dwudziesta trzecia. Pokaz miał się zaraz zacząć, a Arnes w międzyczasie zdążył złapać jedną z pań przy toaletach i zabawić się trochę przedpremierowo. Był zadowolony. To był jeden z momentów dla których warto było żyć. Zabawa. Wszystkie zwierzęce instynkty zaspokojone. Można się teraz realizować na wyższych poziomach piramidy. Łowca właśnie miał taki zamiar. Chciał zobaczyć występ, a potem odpłynąć w nirwanę z małą pomocą alkoholu i pewnych ziół, które polecono mu w aptece.
  Podobało mu się. Ba, był w niebie. Okazało się, że pokaz nie ograniczał się tylko do sceny, a pani, którą złapał wcześniej miała ochotę na więcej. Arnes nie miał nic przeciwko. W momencie kiedy usiadła mu na kroczu stracił przytomność.

  Obudził się na koniu. Nie wiedział gdzie dokładnie. Wszędzie naokoło byli dziwni ludzie o dalekowschodnich rysach. Dla Arnesa wszyscy wyglądali tak samo.
 - Gdzie ja jestem?- zaczął majaczyć.
Tamci zaczęli coś między sobą mamrotać. Nagle jeden odwrócił się w stronę łowcy:
 - Ty jesteś Arnes, łowca nagród?- zapytał wysokim, irytującym głosem
 - Tak a co?- wybełkotał, starając się skupić
 - No to właśnie jesteśmy na tropie jednego. Ile dostałeś za poprzednie zlecenie?
 - D... dużo- powiedział, gdy mózg stwierdził, że jednak nie umie dodawać.
 - Ech... To spróbujmy inaczej. Wyobraź sobie siebie całego kąpiącego się w złocie. Nie sam, oczywiście. Z nami. Ale w tak wielkiej jaskini, że prawie się nie widzimy. Wyobrażasz to sobie?
 - Taaak- taka wizja była przyjemniejsza dla zmęczonego mózgu niż liczenie.
 - Chcesz żeby to się stało rzeczywistością?
 - Jeszcze się pytasz?- odpowiedział Arnes próbując wstać.
 - No to jedziemy
 - A... Mogę się o coś spytać?
 - Słucham
 - Gdzie jesteśmy?
 - W Lamai. A i jeszcze jedno. Zasady: my cię karmimy ty nas chronisz. Masz możliwość zadania jednego pytania na dzień. Pasuje? Pamiętaj o nagrodzie.
 - Dobra. Wszystko jedno.
  I tak jechali dalej. W ciszy przerywanej sporadycznie jakimiś komendami w nieznanym Arnesowi języku. Zresztą łowca nie zwracał na nich uwagi. Próbował sobie przypomnieć co się stało zanim się tu znalazł. Chciał się jeszcze dowiedzieć jak długo był nieprzytomny skoro są już daleko w górach na dalekim wschodzie. Ale miał tylko jedno pytanie na dzień. Dzisiejszy przydział już zmarnował. Trzeba będzie jakoś rozplanować wyłapywanie strzępów informacji. Z drugiej strony co go to wszystko obchodzi. Ma wciąż swoją saszetkę na pasie. Od nieznajomych dostanie za darmo żarcie, a i jest szansa na niebiańskie bogactwa.
  Reszta dnia upłynęła na powolnym kołysaniu konia i wyobrażeniach siebie w różnorakich pałacach we wszystkich zakątkach świata.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz