środa, 17 lutego 2016

Onomatopeje

  Pewnego razu dziadek chciał opowiedzieć swym wnukom dobranockę. Jednak nie z książeczki tylko z własnych doświadczeń. A mówił on tak: ,,Była sobie raz pewien, papuga na drzewie. A gdy była zła robiła kra kra. Kiedyś nad głową spostrzegła samolotu ogon. Myśliwiec to był i tylko fruuu ziuuu robił. Pod drzewem mieszkała Agnieszka mała. Agnieszka papugę lubiła, więc jeść jej robiła. A gdy było gotowe wołała cip cip chodź mała. Drzwi przy tym otwierała które dzwoniły hałasując co niemiara. Lecz to papuga lubiła i zawsze do niej przychodziła. I tak Agnieszka i papuga żyjąc w jednym drzewie, żyły sobie i dla siebie." Bajeczka trochę bez sensu, ale na wnuki działała i zawsze je usypiała. Wdrożyłem się lekko w te rymy, więc może być ciekawie. Jednak o czym w ogóle mowa? O onomatopejach. Lekko z punktu poprawnej polszczyzny, lekko pokazując mój punkt widzenia i jak zawsze ironicznie z nutą powagi. No, ewentualnie na odwrót.

  Wyrazy dźwiękonaśladowcze są nam pewnie znane od wczesnego dzieciństwa choćby z takich wydarzeń jak przytoczone we wstępie. Jak nazwa sugeruje opisują dźwięki, pokazują jak zachowują się przedmioty bądź zwierzęta. Są bardzo pomocne, ale czy sensowne?

  Spróbujmy wyobrazić sobie życie bez nich. Standardowa sytuacja:
 - Halo w czym mogę służyć?
 - A no bo rozlałem kawę na drukarkę i teraz jak próbuje coś wydrukować to ona wydaje z siebie takie...- i co dalej? Właśnie nic, bo przecież nie ma jak powtórzyć tego dźwięku. Chociaż może nawet gdyby można było (czyli tak jak jest normalnie) to można by napotkać spore trudności. Nie wiem czy sam umiałbym wydać dźwięk zalanej drukarki. No, ale nie to jest sednem tego tekstu. Zastanówmy się nad innym aspektem.

  Nawet jeśli potrafimy dźwięk odtworzyć przy użyciu naszych strun głosowych to czasem ciężko taki odgłos później zapisać. Wróćmy do tej drukarki:
 - ...wydaje z siebie takie hrrpszszszzhszhszhssz. Jak mogę to naprawić?
No trochę głupio to wygląda, nieprawdaż? Jednakże nie ma innego sposobu na oddanie tej impresji. Wyrazy te więc kpią sobie z wszelkich praw wszystkiego i egzystują poza logiką.

   Jeśli ktoś, jak ja, patrzy poważnie w stronę pisania zawodowego może mieć mętlik w głowie związany z tymi wyrazami. No niby są, ale jednak są bez sensu, ale jednak trzeba ich używać by oddać prawdziwość sytuacji, ale wyglądają głupio, ale coś tam i miliony innych ,,ale" w walce o byt, lub niebyt onomatopei.

  Zauważmy jednak, że w relacjach, poważni reporterzy, wyrazów dźwiękonaśladowczych nie używają. Zawsze jest materiał dodatkowy ,,pokazujący" dźwięki, albo używane są mądre dźwięki oddające sytuację trochę ,,naokrętkę". Już weźmy sobie ten dźwięk zalanej drukarki. Jakby pan dzwoniący był profesjonalistą to powiedziałby:
 - ...wydaje z siebie takie dziwne charczenie, zupełnie jakby się dławiła.
Jednak to daje nam tylko takie wyobrażenie o sytuacji jakie sami sobie wykreujemy. Dla każdego dźwięk dławienia się brzmi inaczej, prawda?

  W tym miejscu chciałem powiedzieć, że pewnie jeśli reporterzy nie używają tego typu dźwięków to na pewno robią to powieściopisarze. I do jakiego wniosku doszedłem? Że wcale niekoniecznie. Wyobraźcie sobie taką książkę wojenną gdzie byłoby napisane ,,Messerchmitt leciał nad polaną ziuuuu". No tak niezbyt mi się to widzi.

  Tak więc słowem podsumowania. Onomatopeje powoli odchodzą do lamusa zarówno w użyciu ustnym, jak i poprawnym tekstowym. I szczerze patrząc na nie z perspektywy tego tekstu odradzam ich używanie i jeśli chcecie pisać poważnie, i jeśli nie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz