sobota, 23 stycznia 2016

Marsjanin- recenzja



Panie i Panowie, oto Marsjanin z roku 2015 kolejny film po Green Zone i Private Ryan, w którym rząd amerykański musi ratować Matta Damona za niebywałe pieniądze i z kompletnego (nie bójmy się tego słowa) gówna. Nie jest to film zły, tak, to prawda, że bazuje na starym jak świat motywie porzucenia na bezludnej wyspie. Jednak tym razem zostało to ładnie i przede wszystkim strawnie upchnięte w konwencji science- fiction.
  Jak już pewnie część z was zauważyła, główną gwiazdą jest Matt Damon grający Marka Watneya. Niegdyś mój ulubiony aktor znów wrócił do łask, po tej jakże kapitalnej roli. Wszystko co robił było takie autentyczne, niewymuszone, genialne. Po tej roli Matt znów wrócił na pierwsze miejsce mojego kanonu gwiad współczesnego kina. Przyjrzyjmy się jeszcze innym aktorom:

-Jessica Chastain jako Melissa Lewis
-Michael Peña jako Rick Martinez
-Kate Mara jako Beth Johanssen
-Aksel Hennie jako Alex Vogel
-Sebastian Stan jako Chris Beck
-Chiwetel Ejiofor jako Vincent Kapoor
-Jeff Daniels jako Teddy Sanders
-Sean Bean jako Mitch Henderson
-Kristen Wiig jako Annie Montrose
-Mackenzie Davis jako Mindy Park
-Donald Glover jako Rich Purnell

  Film w reżyserii Ridleya Scotta powstał na bazie (podobno) naukowej książki o takim samym tytule. Opowiada o astronaucie omyłkowo uznanym za zmarłego i pozostawionym samemu sobie na czerwonej planecie. Mówi o dramacie podejmowania decyzji o ludzkim życiu: ,,Masz wysokie szanse na śmierć jednej osoby i sprowadzenie do domu pięciu, albo niskie szanse na śmierć sześciu. Jakie mamy prawo podejmować takie decyzje?"- brzmiało pytanie do szefa NASA. Jak wygląda tuszowanie błędów i dbanie o PR wielkich firm w obliczu porażki? Wszystkiego dowiecie się oglądając.
  O! Zapomniałbym o muzyce. Autorem muzyki jest Harry Gregson-Williams. Chociaż to tylko w teorii. Tak naprawdę jedyne co rzuca się na uszy to stare disco (jak na moje ucho- z lat 70-80) amerykańskich gwiazd starego millenium. Za muzykę jest duży minus, ale dotarło to do mnie dopiero po filmie. W trakcie oglądania zupełnie nie zwraca się uwagi na jej brak, więc nie ma się co sugerować słabym budowaniem klimatu przez muzykę. A przecież groteska jest uzyskana dzięki fragmentom disco, więc tym bardziej można zostawić kompozytora w spokoju.
  Czas na ostatnią część tej symfonii- rekomendacje. Przede wszystkim fani sci-fi, ale nie ci ,,Starwarsowi", a ci preferujący bardziej naukę niż fikcję w takich filmach. Dalej są ludzie lubujący się w teoriach spiskowych. Tu mają ich aż za wiele- tuszowanie braków przeglądów technicznych rakiet, celowa dezinformacja, naginanie faktów i tak dalej. Ostatnia grupa ludzi, którym może się to spodobać to ludzie lubiący po prostu kino na poziomie. Film jest dobry, aktorzy świetni, muzyka taka sobie, zakończenie z epilogiem są całkiem ciekawe. Ogółem dostaje ode mnie Złotego Bobra i naszywkę ,,Wart obejrzenia"
Do poniedziałku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz