czwartek, 14 stycznia 2016

Polowanie

  Z dzikimi żyło mu się dobrze. Plemię, do którego trafił nazywało się Naggis od imienia założyciela Naga Agisa. Plemie było koczownicze. Co chwile zmieniali miejsce pobytu. Raz ze względu na migracje zwierzyny, raz aby mieć stały dostęp do wody potrzebnej do jakichś małych upraw. Czasem też dla własnego widzimisie jak zauważył Sokół. Jednak ja sami twierdzili naważniejszym powodem przenosin były przesilenia, które uważali za znaki od bogów. Jednak niesposób było się w tych boskich powiązaniach oodnaleźć. Mieli boga dosłownie na wszystko, a mimo to wciąż tworzyli nowych. Miałeś jakiś problem? Zwróć się do boga. Nie ma boga na twój problem? Stwórz go. Sokół uważał ich za okropnych prymitywów, ale tylko pod tym względem. Jeśliby wziąć po uwagę ich zdolności łoweckie byli prawdopodobnie mistrzami świata. Pułapki samozatrzaskujące budowane z lin, kamieni, trawy i kilku kawałków drewna były naprawdę imponujące. Ale składanie pułapek, a podkładanie ich i czekanie na zwierzyne to zupełnie co innego.
. . . 
  Był deszczowy dzień- niebo pełne chmur, ziemia pełna kałuż. Lecz Naggisczycy właśnie deszcz uznawali za idealną porę do łowów. W szumie kropel nie da się usłyszeć ewentualnego błędu ich idealnie wyszkolonych łowców. Poruszali się niczym mgła, która porankiem zjawia sę nie wiadomo skąd i znika niewiadomo kiedy. Oni byli tacy sami. Tym razem uznali, że deszcz jest dość głośny, by zabrać nowicjusza jakim był Sokół. On skradał się niemalże równie doskonale jak oni. 
  Szli cicho, czujnie, uważnie stawiając kroki. Po jakichś pięciu minutach bezdźwięcznego marszu trafili na stadko bizonów. Dopiero wtedy wydali, pierwszy od wyruszenia, umówiony dźwięk. Jeden łowca przyłożył splecione dłonie do ust i wydał dźwięk, niby ptasi trel. W tym momencie strzelcy unieśli dmuchawki do ust i ustrzelili umówione dwie sztuki bydła, a trzy sztuki wpadły w zasadzki. Sokół w najśmielszych wyobrażeniach nie zobaczył tego jak pułapki, które sam montował, działają w rzeczywistości. Bizon wszedł na linkę, przerwał ją, poszedł dwa kroki dalej i nagle w jego bok, z niewyobrażalną siłą wbiły mu się kolce zrobione z naostrzonych kamieni, które zaczepione na drewnianych kijkach miały zadać jak największe obrażenia ofierze. Udało im się i zwierze prawdopodobnie osunęłoby się bezwładnie na bok gdyby nie fakt, że w drugim boku miał naostrone kamienie które przebiły mu płuca i serce, jak również te nienaostrzone, które zmiażdzyły mu żebra. Sądząc po tym  jak szybko zwierze przestało się ruszać, śmierć nastąpiła szybko. Jednak Sokół nigdy nie widział na oczy takiej brutalności. Na dodatek wszystko działo się tak szybko. W niecałe trzy minuty od gwizdnięcia jednego łowczego pięć zwierzaków było martwych. Czas świętować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz