Dziś kolejny duży tekst czyli rozważania mocno teoretyczne. Kolejny planuje wrzucić już w środę i bez dalszego gadania, zaczynajmy...
Często widzimy, słyszymy teksty ,,żyj chwilą", ,,żyj jakby jutro miało nie nadejść" i tym podobne. Mówią one żeby nie martwić się przyszłością tylko cieszyć tym co mamy. No i rzeczywiście trochę racji w tym jest. Tylko dlaczego mamy nie myśleć o jutrze, tak tym dosłownym jak i tym stanowiącym metaforę przyszłości? Odpowiedź jest prosta- bo możemy tego jutra nie dożyć
Tak panie i panowie. Będę tu przywoływał myśl o śmierci, którą tak bardzo wszyscy staramy się odrzucić, o tym, że może nas spotkać codziennie i w każdej chwili. Tyle jest zawałów czy udarów na statystycznego Polaka, że już samo to może nas wprowadzić w niemałą paranoje. A jeśli doliczymy do tego wypadki samochodowe i te przez pijanych kierowców, i te przypadkowe, i te zaplanowane. Aż strach z domu wychodzić. Ale cóż to? Wszystkie przypadki zaczadzeń, zawałów gdzie nie było nikogo aby wezwać pomoc, pożarów zarówno tych zaplanowanych jak i tych przpadkowych. Mógłbym tu jeszcze dodać zawalenia, a i w skrajnych przypadkach zamachy. Wychodzi na to że w domu jest gorzej niż na zewnątrz, zwłaszcza przez to, że i uciekać nie ma gdzie. To co robić? Przecież nie można żyć w paranoidalnym strachu przez śmiercią z zaskoczenia.
Opcje są trzy:
Akceptacja stanu rzeczy i życie normalne. Bez nacisku na to co się ma lub czego się nie ma. Lecz ta opcja niesie ryzyko życia mocno wegetatywnego. Żeby z jednej strony za bardzo nie ryzykować, a z drugiej do niczego się nie przywiązywać.
Samobójstwo. Opcja najprostrza przy której wychodzi się ze śmiercią na remis (bo przecież to nie ona nas zabiła tylko my sami siebie). Ale po co tyle tracić, przecież tyle mogło nas jeszcze spotkać.
Oswojenie się ze śmiercią. Moim zdaniem nalepsza z opcji. Dzięki świadomości śmierci nie bierzemy jej tak do siebie gdy spotka kogoś nam bliskiego ,,przecież taka jest kolej rzeczy"- myślimy i odchodzimy. Sami też kożystamy z życia bo chcemy wyciągnąć z niego jak najwięcej zanim żniwiarz upomni się o nas.
Podczas swojego (jeszcze dość krótkiego) życia byłem na czterech pogrzebach, byłem świadkem śmiertelnego wypadku oraz przechadzałem się nie raz korytarzem szpitala w którym ludzie, najczęściej starcy, łapali się ostatnich chwil życia jakby to było niewiadomo co. Po rozmowie z kilkoma okazało się, że większość z nich to katolicy. Zwiększyło to moje zdziwienie, bo czyż nie wierzą oni w życie po śmierci? Powinni się cieszyć, że schodzą z tego padołu i udają się so swojego Boga. Przecież o to chodziło w przypowieściach prawda? Jezus, który kazał ludziom pozbyć się wszystkiego co mają i podążać za nim to metafora śmierci, w trakcie której właśnie traci się wszystko i udaje w stronę Boga w którego się wierzy. Czyż nie?
Panie i panowie. Proszę, nie bójmy się śmierci. Bójmy się życia bez celu. Przecież żyjąc bez widocznego (przynajmniej dla nas) celu to jakbyśmy już byli martwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz