czwartek, 26 listopada 2015

W barze


  ,,Ha, pamiętam jeszcze jak zaczynałem... Drobny złodziejaszek straganowy. Nie to, że byliśmy biedni. Przeciwnie, w domu zawsze było co jeść i ubrać. Kradłem dla własnej przyjemności, dla pieniędzy, dla tej odrobiny luksusu, którego zawsze mi było mało. Ach stoisko z biżuterią w porcie...
  Pamiętam pierwszą kradzież. Sprzedawca zajęty był sprawdzaniem nowego towaru, a z jego stoiska uśmiechał się do mnie taki piękny zegarek. Cały ze złota. Jak to mówią ,,okazja czyni złodzieja".
  Ja jednak nie byłem zwykłym łowcą sakiewek i jabłek. Ja byłem lepszy, najlepszy. Nigdy mnie nie złapali. Głównie dzięki mojej umiejętności improwizacji. Nie w kradzieży. W czasie ucieczki. Byłem zwinny jak kot, przebiegły jak lis, a przede wszystkim znałem miasto jak własną kieszeń."
  Z retrospekcji wyrwał go widok drzwi karczmy do której zmierzał. Otworzył drzwi z hukiem, zamówił kufel piwa i usiadł przy stoliku. Robił tak codziennie. Czekał tu na zlecenia. Czekał na szczęście, że komuś przytrafi się nieszczęście... Sącząc piwo wrócił do rozmyślań.
  ,,Lecz przecież moja improwizacja nie ograniczała się tylko do ucieczek. Chodziło również o sposoby przywłaszczania sobie cudzych rzeczy. Kiedyś, pamiętam, zrobiłem coś na kształt wędki z patyka, mocnej linki i haka. W sumie można to nazwać wędką, przecież łowiłem... zegarki, koszyki ze złotem, jedzenie, w tym nawet czasem ryby. Jakie to były piękne czasy. Ludzie nawet nie wiedzieli co się stało kiedy ja byłem już trzy dachy dalej"
  Rozejrzał się dookoła.
  ,,A teraz? Siedzę i chleje w tej spelunie czekając na zlecenie. I nie wiem czy to wyraz mojego rozleniwienia czy może raczej profesjonalizmu. Znam przecież wielu takich, co zostali między straganami, ale czy oni są tak dobrzy jak ja? Nie sądzę. Skrzaty, Beriki, Drafianie, Elfy... Żadna rasa nie dorównuje Terrikom w szybkim myśleniu, improwizacji i adaptowaniu się do otoczenia. Pewnie dlatego mamy tyle żołnieży... Ech, nie wiem. Nie dla mnie wojaczka. Wcale się tym nie interesuje. Mam predyspozycje owszem, fizyczne. Gorzej z głową. Jakbym zaczął wynosoć coś z koszar to od razu stos.
  Ale pamiętam jedną akcję. Napad na koszary w Klaw... ha ha ha co tam się działo. Iuz co prawda nie przeżył, ale mówi się trudno, selekcja naturalna. Jak ja nie nawidzę tych wszystkich wojskowych. Mają się za lepszych bo jest ich wielu i są zdyscyplinowani. Pieprzeni niewolnicy, tylko jeszcze żeby sami to dostrzegli.
  Jedyna szkoła jaką skończyłem to Szkoła Łowców w Toh. Ile to było?" Spojrzał na dłoń. ,,Już z pięć lat, a rana wciąż różowa. Pamiętam jak wczoraj- na szkolnej arenie. Trzecia walka ostatniego roku. Maet, niby mała bestia, a jednak na ogonie trujące kolce, a w paszczy trzy rzędy ostrych jak brzytwa zębów... Bolało jak cholera, na szczęście Darfiańscy medycy znają się na swoim fachu i zamiast amputacji skończyło się na łataniu"
  C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz